poniedziałek, 21 stycznia 2019

Zima w Toronto 2018/2019 cz. 1


by G.

Do Toronto w końcu zawitała zima :) Na szczęście zdążyłem zdać egzamin na prawo jazdy zanim to nastąpiło. W sumie to nie powinniśmy być zdziwieni, że zima nadeszła właśnie teraz, bo już od kilku osób słyszeliśmy, że w Toronto prawdziwa zima pojawia się zwykle w drugiej połowie stycznia albo nawet na początku lutego.

Zima przyszła.
W tym roku do ok połowy stycznia temperatura utrzymywała się lekko powyżej zera. Co prawda parę razy zdarzyło się wcześniej, że w nocy spadł śnieg, ale zwykle rano go już nie było. Około połowy stycznia temperatura spadła poniżej zera, a w ostatnią sobotę spadł śnieg – padało cały dzień i napadało ok 10 cm śniegu. Teraz temperatura spadła do ok -15 C w dzień a w nocy spada poniżej -20 C. Według prognozy pogody ma się nieco ocieplić, ale temperatura ma już pozostać w okolicach -5 C – a jak będzie, to zobaczymy.

W sobotę padał śnieg i mocno wiało.
Jak z zimą radzą sobie Kanadyjczycy, ano specjalnie się nią nie przejmują. Jeśli chodzi o drogi, to te ważniejsze są mocno posypane solą (albo inną substancją rozpuszczającą śnieg) i oczyszczone, a tymi bocznymi chyba nikt się nie przejmuje. Widziałem na nich parę pługów ale sama droga wygląda jakby samochody po prostu częściowo ubiły a częściowo rozjeździły znajdujący się na niej śnieg. Nikt tym się specjalnie nie przejmuje, wszyscy jeżdżą po prostu wolno i ostrożnie.


Co do chodników to są one w większości odśnieżone i często posolone. Do solenia chodników używa się tu soli gruboziarnistej (ziarna mają często ponad 1 cm średnicy) i raczej się jej nie żałuje. W okolicach centrów handlowych potrafi jej być nasypane tyle, że aż chrzęści pod nogami (co ciekawe sól już była wysypywana w grudniu jak tylko pojawiał się cień szansy na śnieg).

Sól była jeszcze zanim pojawił się śnieg.
Nie wiem kto ma obowiązek odśnieżania chodników koło posesji, ale sądząc po śladach to w większości robi to jakiś traktorek, który jedzie wzdłuż całej ulicy. Co do odśnieżania podjazdów to część ludzi tradycyjnie łopatuje szuflami do śniegu, ale widziałem też sporo różnego rodzaju odśnieżarek.


A jak wygląda miasto? Ładnie :) Nie byliśmy co prawda w centrum, ale tutaj, gdzie jesteśmy, śniegu leży sporo i mimo, że minęły dwa dni to jest on wciąż biały i ładny. Jezioro jeszcze nie zamarzło, nawet przy brzegach i paruje – w słońcu wygląda to ślicznie. Zobaczymy jak będzie dalej, ale jak dotąd to Toronto zimą jest dużo ładniejsze od Warszawy.



piątek, 18 stycznia 2019

Prawo jazdy w Ontario cz. 2


by G.

Dla tych co czytali część 1 to informacja, że udało mi się zdać na G, dla tych co nie czytali, polecam zacząć od części 1 :)
Jak już wiecie z wcześniejszego wpisu, zdecydowałem się skorzystać z usług szkoły jazdy. Dokładniej wykupiłem 3 lekcje plus wypożyczenie samochodu na egzamin (mnie to kosztowało 330 CAD). W praktyce miałem 1 lekcję 90 min na tydzień przed egzaminem, 1 lekcję 90 min na dzień przed egzaminem i 60 min jazdy bezpośrednio przed egzaminem. Czy było warto? Zdecydowanie tak!



No, ale po kolei. Ćwiczyłem i zdawałem na Toyocie Prius – dla niewtajemniczonych to samochód hybrydowy i w moim przypadku, co nie było zaskoczeniem, w automacie. W Kanadzie, podobnie jak w USA większość samochodów ma automatyczną skrzynię biegów. Natomiast pewną niespodzianką było umieszczenie „hamulca ręcznego”, który znajdował się w miejscu sprzęgła. No może nie dokładnie, ale „ręczny” w tym modelu jest w postaci pedału pod lewą nogą. Na szczęście jest nieco wyżej i bardziej z boku niż sprzęgło (którego w automacie oczywiście nie ma), więc pomylić się ciężko, no ale… Drugą niespodzianką było zachowanie samochodu – hybryda z założenia (przynajmniej przy małych prędkościach) korzysta z baterii, no chyba, że jest mało prądu to włącza silnik spalinowy. Powoduje to, że jedzie się cicho i płynnie, a tu nagle samochód zaczyna warczeć i delikatnie drgać – włączył się silnik spalinowy. I jak już mówimy o samochodzie, to przyznam, że nie podobała mi się praca skrzyni biegów – nie wiem czy to jest kwestia ustawień, czy tego konkretnego modelu, ale miałem wrażenie, że nie dobiera obrotów prawidłowo (szczególnie przy przyspieszaniu samochód miał bardzo wysokie obroty, a mało mocy). No ale może to tylko moje wrażenia użytkownika manualnych skrzyń biegów.
Wracając do lekcji, wyglądają one podobnie do tych w Polsce. Ty prowadzisz, a instruktor mówi ci co masz robić i daje światłe wskazówki. I tu dowiedziałem się, że w Kanadzie preferowana jest (a na egzaminach wymagana) jazda „defensywna” - z angielskiego „Defensive driving”. Polega to na tym, że masz cały czas dokładnie wiedzieć co dzieje się dookoła samochodu i prowadzić tak, aby zminimalizować ryzyko wypadku. W praktyce oznacza to że: co 5-10 sekund należy sprawdzić lusterka, przed każdym manewrem należy sprawdzić martwe pole, należy sprawdzać otoczenie (szczególnie w okolicy skrzyżowań), gdy stajesz na światłach to należy zostawić z przodu trochę miejsca (jeśli ktoś cię puknie z tyłu, to aby cię nie wepchnął na przechodniów), gdy stajesz za innym samochodem zostawiasz miejsce (z tego samego powodu) itd. Wydaje się to proste i logiczne, ale stosowanie tych zasad wymaga zmiany przyzwyczajeń, co nie jest już takie proste. Dodatkowo należy pilnować prędkości – co oczywiste, nie wolno przekraczać ograniczeń, ale jechanie zbyt wolno też jest źle widziane. Do tego trzeba pamiętać, aby zawsze zatrzymać się przed znakiem STOP na 3 sek (a tych znaków jest naprawdę dużo) i że, gdy mamy znak STOP z dopiskiem „all way” (wszystkie drogi) to ten, kto przyjechał pierwszy, ma pierwszeństwo.



Poza tym ćwiczyliśmy manewry. Na egzaminie na G wymagane są następujące manewry: zatrzymanie awaryjne (należy zatrzymać się z boku drogi, zaciągnąć „ręczny” i włączyć światła awaryjne), parkowanie równoległe tyłem, zawracanie na trzy i podobno czasem zdarza się parkowanie tyłem prostopadłe. Manewry wykonuje się w normalnym ruchu ulicznym (nie ma czegoś takiego jak plac manewrowy) i z tego, co mówił instruktor, nie trzeba wykonać ich idealnie, co więcej, można się poprawiać. Oznacza to, że jak nie ustawiło się poprawnie za pierwszym razem, to spokojnie można się poprawić (np. przy parkowaniu równoległym tyłem można spokojnie cofnąć i podjechać do przodu, aby stanąć prawidłowo).
A teraz trochę o samym egzaminie. Jak już wspominałem, przed egzaminem trochę pojeździłem i przećwiczyłem wszystkie manewry. Według rozpiski należy się na egzamin pojawić 30 min przed czasem, my byliśmy 10 min. Teoretycznie można się zarejestrować w automacie, ale tego dnia akurat automaty nie działały. Tak, że podeszliśmy do okienka, należy dać obecne prawo jazdy (kanadyjskie) podać kolor i numery rejestracyjne samochodu, potem wrócić do samochodu i czekać na egzaminatora. Do mnie egzaminatorka przyszła jakieś 30 min po czasie. Najpierw egzaminator zadaje kilka pytań identyfikacyjnych – jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, data urodzenia. Potem sprawdza samochód – światła, klakson i czy nie ma jakichś większych uszkodzeń. Jeszcze pytania o okulary i choroby (typu epilepsja itd.) oraz o doświadczenie w ruchu na autostradzie (ile razy w ciągu ostatnich 3 miesięcy jechało się autostradą i jaki był średni dystans). Jak się poda za małe liczby to egzamin jest anulowany. Przed wyruszeniem egzaminator informuje cię, że nie będzie prosił o zrobienie żadnych nielegalnych rzeczy, że wszystkie instrukcje poda z wyprzedzeniem i, że gdyby wykonanie polecenia było niebezpieczne, to nie należy go robić.
Potem się jedzie. Ty prowadzisz, egzaminator obserwuje, wydaje polecenia i coś tam notuje. W moim przypadku skręciliśmy w prawo (znak STOP), zmiana pasa ruchu w tę i z powrotem. Kolejny skręt, tym razem na światłach w lewo. Potem na światłach w prawo (można skręcać na czerwonym ale najpierw należy się zatrzymać). Potem wjazd na autostradę, ponownie zmiana pasa i powrót na prawy. Zmiana autostrady na poprzeczną i zjazd z autostrady. Potem ponownie zmiana pasa i skręt w prawo w małą uliczkę. Wjechaliśmy na osiedle domków – drogi szerokie, ruchu żadnego. Parkowanie równoległe tyłem za jedynym samochodem na drodze. Potem zatrzymanie awaryjne i zawracanie na trzy. Następnie wyjazd z osiedla, dwa kolejne skrzyżowania i powrót pod ośrodek egzaminacyjny. Całość trwała ok 30 min. Po zaparkowaniu zostałem poinformowany, że zdałem i dostałem kopię formularza z przejazdu. Jeszcze trzeba podejść do okienka i odebrać tymczasowe prawo jazdy (na stare naklejają nalepkę, że od teraz może służyć tylko za dokument ze zdjęciem) i tyle.



Czy było trudno? Powiedziałbym, że nie, ale to może być nieco mylące. Wydawało mi się, że głowa mi się urwie od spoglądania na lusterka i ciągłego sprawdzania martwego pola, a i tak na formularzu mam zaznaczone, że kilka razy pominąłem sprawdzenie martwego pola. No i mam wpis, że jechałem za wolno podczas wjazdu na autostradę. Ogólnie to jechało się przyjemnie i bez presji – polecenia rzeczywiście były wydawane jasno i z dużym wyprzedzeniem. Dla kierowcy z Polski największym wrogiem są nawyki (u nas jednak jeździ się troszkę inaczej – w normalnym ruchu nie ma to dużego znaczenia, ale na egzaminie już tak).
Co jest oceniane na egzaminie? Zgodnie z formularzem: Skręt (podjechanie, zatrzymanie, jeśli jest potrzebne, skręt, włączenie do ruchu po skręcie), Zmiana pasa, Jazda w terenie zabudowanym, Zatrzymanie na skrzyżowaniu (podjechanie, zatrzymanie, ruszenie), Przejazd przez skrzyżowanie bez zatrzymywania (podjechanie, przejazd), Jazda po autostradzie (wjechanie, jechanie, opuszczenie), Zakręt, no i manewry: Zatrzymanie awaryjne (podjechanie, zatrzymanie, ruszenie), Zawrócenie na trzy (podjechanie, zawrócenie, włączenie się do ruchu) i Parkowanie równoległe tyłem (podjechanie, parkowanie i ruszenie).
Jak można nie zdać? Tak jak i u nas: za spowodowanie niebezpiecznej sytuacji (np. wymuszenie pierwszeństwa), za naruszenie przepisów drogowych (np. nie zatrzymanie się na STOPie) lub za nazbieranie dużej ilości drobnych błędów. Ja miałem zaznaczonych 7 błędów na formularzu i podobno jest to bardzo dobry wynik (tak powiedział egzaminator i potem instruktor).
Podsumowując, egzamin nie jest trudny, ale trzeba się dobrze przygotować i bardzo uważać na stare nawyki. Polecam wziąć kilka lekcji z instruktorem, który dokładnie powie na co zwracać uwagę i pokaże różne pułapki. Co pewne, to to, że egzamin jest prostszy od polskiego (przynajmniej tego, który ja zdawałem prawie 20 lat temu) i że nacisk na egzaminie położony jest na zupełnie inne rzeczy (odniosłem wrażenie, że trzeba pokazać, że człowiek dobrze czuje się za kierownicą i jeździ pewnie, ale bezpiecznie).



Ciekawostki:
- Na egzamin trzeba przyjechać własnym samochodem i jeśli samochód nie spełnia parametrów, to egzamin może zostać anulowany (traci się połowę opłaty za egzamin).
- Wbrew temu, co ludzie pisali na niektórych forach, nikt mi nie zabrał polskiego prawa jazdy.
- Prawo jazdy klasy G (G1, G2 i G) uprawnia do prowadzenia pojazdów lub pojazdów z przyczepą o masie całkowitej do 11t, przy czym masa ciągniętego pojazdu/przyczepy nie może przekraczać 4,6t (wyjątkiem jest ciągnięcie przyczepy mieszkalnej, która może przekroczyć 4,6t, ale suma masy pojazdu i przyczepy nie może przekroczyć 11t).
- Prawo jazdy jest w Kanadzie głównym dokumentem potwierdzającym tożsamość i miejsce zamieszkania (nie mają dowodów osobistych).
- Jeśli jedziemy do innej prowincji, to prawo jazdy oczywiście jest ważne, ale jak chcemy się tam osiedlić, to należy je wymienić na prawo jazdy z tej prowincji (powinno się to odbywać z automatu).
- Przy zmianie miejsca zamieszkania należy w ciągu 6 dni zgłosić ten fakt do urzędu i dostanie się wtedy nowe prawo jazdy (w końcu jest to dokument potwierdzający miejsce zamieszkania)

niedziela, 13 stycznia 2019

Transport publiczny w GTA

Komunikacja miejska i podmiejska w obszarze GTA (wbrew pozorom chodzi o Greater Toronto Area a nie o dość popularną grę) jest dość interesująca z naszego punktu widzenia. I, jak wiele rzeczy tutaj, co nieco różni się od tej jaką znamy z Polski.
Każde z miast wchodzących w skład GTA, a nawet czasem dzielnic, ma swoją własną komunikację i tak Toronto ma TTC (Toronto Transit Commision) w Missisaudze jest MiWay, North York (który jest dzielnicą Toronto) jest obsługiwany częściowo przez TTC a częściowo przez YRT (York Region Transit) itd. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze GO, które ma kilka linii kolejowych rozchodzących się promieniście z Union Station (Centrum Toronto) oraz szereg dalekobieżnych linii autobusowych – można by powiedzieć, że GO pełni tu funkcję połączonych pociągów podmiejskich z PKSem. W większości przypadków na danym obszarze działa tylko jedna firma komunikacyjna (wyjatkiem jest GO które jest wszędzie), ale na szczęście firmy są w stanie współpracować i przesiadki między autobusami różnych firm są raczej wygodne.

Znalezione obrazy dla zapytania public transport toronto

Ponieważ firmy są różne to i zasady w każdej obowiązują inne i tak np. w TTC bilet kosztuje 3.25 CAD i pozwala na podróż z jedną przesiadką (teraz się to zmienia i ma być chyba ważny przez 2h), z kolei w MiWay bilet kosztuje 3.75 CAD i pozwala na jazdę przez 2h. TTC nie ma rozkładów jazdy jako takich, tylko częstotliwość kursowania, z kolei w MiWay są normalne rozkłady. W GO obowiązują w ogóle inne zasady, ale o tym opowiem później. Na szczęście została wprowadzona karta PRESTO którą można płacić we wszystkich środkach komunikacji i która pozwala podróżować nieco taniej. Dodatkowo chyba jest w tej chwili tendencja do unifikacji komunikacji – ale to czas pokaże. Tak więc używając karty PRESTO w TTC i w MiWay zapłacimy za bilet 3 CAD. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do strony prestocard: https://www.prestocard.ca/en/about/paying-for-transit
Jak działa karta PRESTO? Ano dość prosto, najpierw trzeba nabyć samą kartę, która kosztuje 5CAD, potem ładujemy ją (można to zrobić w specjalnych automatach oraz w niektórych sklepach) a potem używamy w specjalnych czytnikach przy wchodzeniu do autobusu. Przykładamy ją za każdym razem, a system już sam pilnuje kiedy i jaką opłatę pobrać. Dodatkowo można sobie założyć konto na stronie prestocard i tam dokładnie sprawdzić jakie przejazdy wykonaliśmy, ile one kosztowały, jakie uzyskaliśmy zniżki itd. Poza tym na tej karcie można sobie zakodować bilet miesięczny dla konkretnego dostawcy komunikacji. A, tylko należy pamiętać, że dane z karty/czytników w autobusach nie są synchronizowane na bieżąco – jak chce się na stronie sprawdzić przejazdy, to czasem dane są opóźnione nawet o ponad dobę. Karta PRESTO ma jeszcze jeden bonus: jak się wyda w danym miesiącu na przejazdy 190 CAD to potem do końca miesiąca jeździ się za darmo – jeszcze tego nie sprawdziłem.



Sama jazda autobusem też nieco się różni. Wsiadamy zawsze przednimi drzwiami i albo przykładamy kartę PRESTO do czytnika albo płacimy kierowcy gotówkę (wrzuca się ją do specjalnego kontenerka – powinna być odliczona) i dostajemy bilet, a jeśli mamy bilet tranzytowy z poprzedniego przejazdu to pokazujemy go (jeśli jest czasowy) albo oddajemy go kierowcy. W autobusie raczej nie ma tłoku. Z założenia wszystkie przystanki są na żądanie (poza krańcowymi) i jak chcemy wysiąść to pociągamy za żółtą linkę biegnącą przy oknie wzdłuż całego autobusu. Przystanki są właściwie na każdym skrzyżowaniu (najrzadziej co drugie skrzyżowanie) i czasem są na nich wiaty, a czasem jest tylko znaczek na słupie. Linie ekspresowe oczywiście mają przystanki nieco rzadziej. Ponieważ, w większości przypadków, na danym przystanku staje tylko jedna linia, to jak ktoś jest na przystanku to autobus się zatrzymuje – nie trzeba machać ani dawać innych znaków. Co więcej, jak kierowca widzi, że ktoś zamierza jechać a jest kawałek od przystanku to poczeka (nie wiem czy jest to kwestia tutejszej kultury, czy opłat za przejazdy – wolę założyć, że kultury), ogólnie kierowcy są raczej mili i pomocni.
Wracając do kwestii GO – jest to dla mnie firma z pewnymi sprzecznościami. Zacznijmy od opłat, a są one raczej wysokie. Jak chcemy jechać kolejką to odbijamy kartę PRESTO na stacji i automat zabiera nam 5.30 CAD (można też kupić normalny bilet na przejad do konkretnej stacji), przy wysiadaniu trzeba pamiętać o odbiciu karty na stacji docelowej i wtedy albo dopłacamy albo jeśli przejazd kosztował mniej to dostajemy zwrot nadpłaty. Jeśli zapomnimy się odbić przy wysiadaniu to dostajemy karę ponad 6 CAD. Co ciekawe wiele firm komunikacyjnych ma zniżki, jeśli przesiadasz się do lub z kolejki GO (np. w MiWay płacisz za bilet tylko 0.80 CAD).



Pociągi i autobbusy GO są dość nowoczesne, wagony są dwupiętrowe, wyciszone i wygodne, a na stacjach są zamykane wiaty. Z drugiej strony torowisko wygląda na bardzo stare – podkłady są drewniane (w czym nie ma nic złego) ale tory są do nich przybite na gwoździe (których wyglada jakby połowy brakowało). O stanie torowiska świadczy też to, że jak się jedzie to jednak dość mocno buja (przynjamniej w porównaniu do jazdy u nas po nowych torowiskach). Ciekawostką jest też to, że kolej podmiejska (gdzie pociągi chodzą co ok 20min) jest obsługiwana przez lokolmotywy Diesla (nie ma trakcji elektrycznej) – przyznam, że w kraju tak nastawionym na ekologię jest to rozwiąznie raczej dziwne.



Podsumowując komunikacja w GTA jest raczej sprawna ale kosztowna. Dojechać można właściwie wszędzie ale zajmuje to zwykle sporo czasu (kwestia dużych odległości i dużej ilości przystanków). Jak się jedzie daleko to można skorzystać z GO, co znacznie przyspiesza przejazd, ale jest drogie. Przykładowo od nas do centrum można podjechać GO – (20 min spaceru do stacji + ok 15-20 min jazdy – w sumie ok 40 min + koszt ok 5 CAD) lub pojechać TTC – autobus + metro (20 min spaceru + 15min autobusem + 45 min metrem – w sumie ok 1h 20 min + 3 CAD). Wybór wydaje się prosty, ale jak od GO jeszcze trzeba gdzieś podjechać to do tych 5 CAD trzeba dodać 3 CAD na autobus i czas na dojazd, zaś korzystając z TTC w 1,5h dojedziemy właściwie do dowolnego miejsca w centrum za 3 CAD.

niedziela, 6 stycznia 2019

Pierwszy dzień w Kanadzie

Jako, że minął nam już pierwszy miesiąc w Kanadzie, pora na opisanie, co robiliśmy pierwszego dnia po przyjeździe. Post leżał sobie jako draft i dojrzewał powoli.



Mieliśmy ambitny plan, żeby nie marnować ani chwili czasu i załatwić wszystkie sprawy jak najszybciej po przyjeździe. A lista spraw była długa:
1. Kupić kartę autobusową Presto i ją naładować
2. Wyrobić nr SIN (Social Insurance Number), czyli odpowiednik numeru PESEL
3. Złożyć wniosek o Health Insurance
4. Kupić kartę telefoniczną i jakiś pakiet
5. Założyć konto w banku
6. Zjeść obiad
7. Dotrzeć z powrotem do domu

Grześ oczywiście metodycznie wszystko zaplanował z wyprzedzeniem, cała droga została ustalona na google maps. Pech chciał, że akurat tego dnia padało cały dzień.
Karta presto to karta do płatności za przejazdy komunikacją miejską. Sama karta kosztuje 5 dolarów i trzeba ją naładować dowolną kwotą. Za każdym razem, jak się wsiada do autobusu, trzeba ją odbić i wtedy pobierana jest opłata: 3 dolary za autobus/metro, a za kolejkę GO jest drożej i opłata zależy od przejechanej odległości, np przejazd od nas do centrum kosztuje około 5 dolarów. Naszym zdaniem to trochę dużo, nie wygląda na to, żeby miasto starało się dotować transport miejski.

Znalezione obrazy dla zapytania service canada toronto

Numer SIN: To się dostaje w urzędzie Service Canada. My poszliśmy do tego najbliżej nas, czyli koło stacji Kipling Station. Najpierw się stoi w krótkiej kolejce, gdzie są przyjmowane zgłoszenia. Dali nam formularz do wypełnienia, wypełnia się go ołówkiem, co ciekawe. Potem mieliśmy czekać, aż nas wywoła któryś z urzędników. Nie mają łatwego zadania, bo muszą domyślić się, jak wymówić imiona wszystkich interesantów, a większość z nich jest imigrantami. Po prawie godzinie czekania w końcu nas wywołali i poszliśmy do pokoiku. Urzędnik pisał coś tam i pisał w systemie, na koniec dał nam kartki z naszymi numerami SIN i kazał je trzymać w bezpiecznym miejscu i nikomu nie pokazywać.

Znalezione obrazy dla zapytania service ontario

Następnie planowaliśmy złożyć wniosek o Health Insurance, ale to trzeba było zrobić w innym urzędzie, Service Ontario, bo opieka zdrowotna jest zarządzana z poziomu prowincji, a nie federalnego. Okazało się, ze ten urząd mieści się w centrum handlowym i jest to malutkie biuro z trzeba stanowiskami. Tu załatwia się też rejestracje samochodów, prawo jazdy z takie tam. Urzędnik był bardzo miły i pomocny, ale niestety nie mogliśmy złożyć wniosków, bo nie mieliśmy żadnego potwierdzenia, że mieszkamy w Ontario. Postanowiliśmy zaczekać na dokument z banku, na którym będzie ten adres. Jednak nawet, gdybyśmy złożyli wniosek, to na Kartę Health Insurance czeka się 3 miesiące.

Znalezione obrazy dla zapytania sherway gardens

Potem czekał nas jeszcze jeden przejazd do centrum handlowego Sherway Gardens, gdzie mieliśmy nadzieję kupić karty sim z jakimś pakietem minut i założyć konta w banku. Większość centrów handlowych tutaj jest płaska i bez polotu, jaki znamy z Warszawy. Żadnej ciekawej architektury ani na zewnątrz ani w środku. Sherway Gardens jest jednym z tych bardziej eleganckich, wszystko było wystrojone na święta, był Mikołaj, z którym można było sobie zrobić zdjęcie, renifery i takie tam. Plan tego centrum jest trochę trudny do ogarnięcia, ja się od razu zgubiłam, podejrzewam, że nie ja jedna i że taki właśnie jest cel.
Słyszeliśmy, ze Chatr jest w miarę dobrym operatorek komórkowym, Łukasz go rekomendował, więc znaleźliśmy ich stoisko i wykupiliśmy karty sim z pakietami. Tanio nie jest, za pakiet 1 miesięczny z darmowymi rozmowami w całej Kanadzie płaci się 35 dolarów. Sprzedawca, jak się okazało, ma matkę z Polski, ale zarzekał się, ze nie zna polskiego. Natomiast jak się spytałam, czy lubi polskie jedzenie, to się jednak okazało, że jego zasób słownictwa jest całkiem duży i obejmuje: barszcz, uszka, żurek, pierogi, bigos i wiele innych słów.
Po załatwieniu telefonu poszliśmy do banku Scotia Bank, gdzie podobno mają specjalne oferty dla nowych imigrantów. Obsługiwał nas miły pan z Pakistanu, mówił, że sam rok temu przyjechał do Kanady. Czyli praca dla imigrantów jest i chyba nie jest tak trudno ją znaleźć. W ogóle w większości miejsc, gdzie byliśmy, słyszy się mnóstwo ludzi z akcentem. Toronto jest pierwszą przystanią dla imigrantów i większość tutaj zostaje. Nie czujemy się wyobcowani ani wyjątkowi. Mówią różnie, mnie jest łatwiej zrozumieć Kanadyjczyka od urodzenia niż kogoś np. z Indii, ale pewnie się przyzwyczaję.

Potem jeszcze obiad i wróciliśmy do domu. Kolejne dni już nie były takie ekscytujące, ale w tym samym pierwszym tygodniu miałam jeszcze wyprawę do Winnipeg, które jest ponad 2 tysiące kilometrów stąd i lot trwa 2h. O tym może opowiem następnym razem.