piątek, 18 stycznia 2019

Prawo jazdy w Ontario cz. 2


by G.

Dla tych co czytali część 1 to informacja, że udało mi się zdać na G, dla tych co nie czytali, polecam zacząć od części 1 :)
Jak już wiecie z wcześniejszego wpisu, zdecydowałem się skorzystać z usług szkoły jazdy. Dokładniej wykupiłem 3 lekcje plus wypożyczenie samochodu na egzamin (mnie to kosztowało 330 CAD). W praktyce miałem 1 lekcję 90 min na tydzień przed egzaminem, 1 lekcję 90 min na dzień przed egzaminem i 60 min jazdy bezpośrednio przed egzaminem. Czy było warto? Zdecydowanie tak!



No, ale po kolei. Ćwiczyłem i zdawałem na Toyocie Prius – dla niewtajemniczonych to samochód hybrydowy i w moim przypadku, co nie było zaskoczeniem, w automacie. W Kanadzie, podobnie jak w USA większość samochodów ma automatyczną skrzynię biegów. Natomiast pewną niespodzianką było umieszczenie „hamulca ręcznego”, który znajdował się w miejscu sprzęgła. No może nie dokładnie, ale „ręczny” w tym modelu jest w postaci pedału pod lewą nogą. Na szczęście jest nieco wyżej i bardziej z boku niż sprzęgło (którego w automacie oczywiście nie ma), więc pomylić się ciężko, no ale… Drugą niespodzianką było zachowanie samochodu – hybryda z założenia (przynajmniej przy małych prędkościach) korzysta z baterii, no chyba, że jest mało prądu to włącza silnik spalinowy. Powoduje to, że jedzie się cicho i płynnie, a tu nagle samochód zaczyna warczeć i delikatnie drgać – włączył się silnik spalinowy. I jak już mówimy o samochodzie, to przyznam, że nie podobała mi się praca skrzyni biegów – nie wiem czy to jest kwestia ustawień, czy tego konkretnego modelu, ale miałem wrażenie, że nie dobiera obrotów prawidłowo (szczególnie przy przyspieszaniu samochód miał bardzo wysokie obroty, a mało mocy). No ale może to tylko moje wrażenia użytkownika manualnych skrzyń biegów.
Wracając do lekcji, wyglądają one podobnie do tych w Polsce. Ty prowadzisz, a instruktor mówi ci co masz robić i daje światłe wskazówki. I tu dowiedziałem się, że w Kanadzie preferowana jest (a na egzaminach wymagana) jazda „defensywna” - z angielskiego „Defensive driving”. Polega to na tym, że masz cały czas dokładnie wiedzieć co dzieje się dookoła samochodu i prowadzić tak, aby zminimalizować ryzyko wypadku. W praktyce oznacza to że: co 5-10 sekund należy sprawdzić lusterka, przed każdym manewrem należy sprawdzić martwe pole, należy sprawdzać otoczenie (szczególnie w okolicy skrzyżowań), gdy stajesz na światłach to należy zostawić z przodu trochę miejsca (jeśli ktoś cię puknie z tyłu, to aby cię nie wepchnął na przechodniów), gdy stajesz za innym samochodem zostawiasz miejsce (z tego samego powodu) itd. Wydaje się to proste i logiczne, ale stosowanie tych zasad wymaga zmiany przyzwyczajeń, co nie jest już takie proste. Dodatkowo należy pilnować prędkości – co oczywiste, nie wolno przekraczać ograniczeń, ale jechanie zbyt wolno też jest źle widziane. Do tego trzeba pamiętać, aby zawsze zatrzymać się przed znakiem STOP na 3 sek (a tych znaków jest naprawdę dużo) i że, gdy mamy znak STOP z dopiskiem „all way” (wszystkie drogi) to ten, kto przyjechał pierwszy, ma pierwszeństwo.



Poza tym ćwiczyliśmy manewry. Na egzaminie na G wymagane są następujące manewry: zatrzymanie awaryjne (należy zatrzymać się z boku drogi, zaciągnąć „ręczny” i włączyć światła awaryjne), parkowanie równoległe tyłem, zawracanie na trzy i podobno czasem zdarza się parkowanie tyłem prostopadłe. Manewry wykonuje się w normalnym ruchu ulicznym (nie ma czegoś takiego jak plac manewrowy) i z tego, co mówił instruktor, nie trzeba wykonać ich idealnie, co więcej, można się poprawiać. Oznacza to, że jak nie ustawiło się poprawnie za pierwszym razem, to spokojnie można się poprawić (np. przy parkowaniu równoległym tyłem można spokojnie cofnąć i podjechać do przodu, aby stanąć prawidłowo).
A teraz trochę o samym egzaminie. Jak już wspominałem, przed egzaminem trochę pojeździłem i przećwiczyłem wszystkie manewry. Według rozpiski należy się na egzamin pojawić 30 min przed czasem, my byliśmy 10 min. Teoretycznie można się zarejestrować w automacie, ale tego dnia akurat automaty nie działały. Tak, że podeszliśmy do okienka, należy dać obecne prawo jazdy (kanadyjskie) podać kolor i numery rejestracyjne samochodu, potem wrócić do samochodu i czekać na egzaminatora. Do mnie egzaminatorka przyszła jakieś 30 min po czasie. Najpierw egzaminator zadaje kilka pytań identyfikacyjnych – jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, data urodzenia. Potem sprawdza samochód – światła, klakson i czy nie ma jakichś większych uszkodzeń. Jeszcze pytania o okulary i choroby (typu epilepsja itd.) oraz o doświadczenie w ruchu na autostradzie (ile razy w ciągu ostatnich 3 miesięcy jechało się autostradą i jaki był średni dystans). Jak się poda za małe liczby to egzamin jest anulowany. Przed wyruszeniem egzaminator informuje cię, że nie będzie prosił o zrobienie żadnych nielegalnych rzeczy, że wszystkie instrukcje poda z wyprzedzeniem i, że gdyby wykonanie polecenia było niebezpieczne, to nie należy go robić.
Potem się jedzie. Ty prowadzisz, egzaminator obserwuje, wydaje polecenia i coś tam notuje. W moim przypadku skręciliśmy w prawo (znak STOP), zmiana pasa ruchu w tę i z powrotem. Kolejny skręt, tym razem na światłach w lewo. Potem na światłach w prawo (można skręcać na czerwonym ale najpierw należy się zatrzymać). Potem wjazd na autostradę, ponownie zmiana pasa i powrót na prawy. Zmiana autostrady na poprzeczną i zjazd z autostrady. Potem ponownie zmiana pasa i skręt w prawo w małą uliczkę. Wjechaliśmy na osiedle domków – drogi szerokie, ruchu żadnego. Parkowanie równoległe tyłem za jedynym samochodem na drodze. Potem zatrzymanie awaryjne i zawracanie na trzy. Następnie wyjazd z osiedla, dwa kolejne skrzyżowania i powrót pod ośrodek egzaminacyjny. Całość trwała ok 30 min. Po zaparkowaniu zostałem poinformowany, że zdałem i dostałem kopię formularza z przejazdu. Jeszcze trzeba podejść do okienka i odebrać tymczasowe prawo jazdy (na stare naklejają nalepkę, że od teraz może służyć tylko za dokument ze zdjęciem) i tyle.



Czy było trudno? Powiedziałbym, że nie, ale to może być nieco mylące. Wydawało mi się, że głowa mi się urwie od spoglądania na lusterka i ciągłego sprawdzania martwego pola, a i tak na formularzu mam zaznaczone, że kilka razy pominąłem sprawdzenie martwego pola. No i mam wpis, że jechałem za wolno podczas wjazdu na autostradę. Ogólnie to jechało się przyjemnie i bez presji – polecenia rzeczywiście były wydawane jasno i z dużym wyprzedzeniem. Dla kierowcy z Polski największym wrogiem są nawyki (u nas jednak jeździ się troszkę inaczej – w normalnym ruchu nie ma to dużego znaczenia, ale na egzaminie już tak).
Co jest oceniane na egzaminie? Zgodnie z formularzem: Skręt (podjechanie, zatrzymanie, jeśli jest potrzebne, skręt, włączenie do ruchu po skręcie), Zmiana pasa, Jazda w terenie zabudowanym, Zatrzymanie na skrzyżowaniu (podjechanie, zatrzymanie, ruszenie), Przejazd przez skrzyżowanie bez zatrzymywania (podjechanie, przejazd), Jazda po autostradzie (wjechanie, jechanie, opuszczenie), Zakręt, no i manewry: Zatrzymanie awaryjne (podjechanie, zatrzymanie, ruszenie), Zawrócenie na trzy (podjechanie, zawrócenie, włączenie się do ruchu) i Parkowanie równoległe tyłem (podjechanie, parkowanie i ruszenie).
Jak można nie zdać? Tak jak i u nas: za spowodowanie niebezpiecznej sytuacji (np. wymuszenie pierwszeństwa), za naruszenie przepisów drogowych (np. nie zatrzymanie się na STOPie) lub za nazbieranie dużej ilości drobnych błędów. Ja miałem zaznaczonych 7 błędów na formularzu i podobno jest to bardzo dobry wynik (tak powiedział egzaminator i potem instruktor).
Podsumowując, egzamin nie jest trudny, ale trzeba się dobrze przygotować i bardzo uważać na stare nawyki. Polecam wziąć kilka lekcji z instruktorem, który dokładnie powie na co zwracać uwagę i pokaże różne pułapki. Co pewne, to to, że egzamin jest prostszy od polskiego (przynajmniej tego, który ja zdawałem prawie 20 lat temu) i że nacisk na egzaminie położony jest na zupełnie inne rzeczy (odniosłem wrażenie, że trzeba pokazać, że człowiek dobrze czuje się za kierownicą i jeździ pewnie, ale bezpiecznie).



Ciekawostki:
- Na egzamin trzeba przyjechać własnym samochodem i jeśli samochód nie spełnia parametrów, to egzamin może zostać anulowany (traci się połowę opłaty za egzamin).
- Wbrew temu, co ludzie pisali na niektórych forach, nikt mi nie zabrał polskiego prawa jazdy.
- Prawo jazdy klasy G (G1, G2 i G) uprawnia do prowadzenia pojazdów lub pojazdów z przyczepą o masie całkowitej do 11t, przy czym masa ciągniętego pojazdu/przyczepy nie może przekraczać 4,6t (wyjątkiem jest ciągnięcie przyczepy mieszkalnej, która może przekroczyć 4,6t, ale suma masy pojazdu i przyczepy nie może przekroczyć 11t).
- Prawo jazdy jest w Kanadzie głównym dokumentem potwierdzającym tożsamość i miejsce zamieszkania (nie mają dowodów osobistych).
- Jeśli jedziemy do innej prowincji, to prawo jazdy oczywiście jest ważne, ale jak chcemy się tam osiedlić, to należy je wymienić na prawo jazdy z tej prowincji (powinno się to odbywać z automatu).
- Przy zmianie miejsca zamieszkania należy w ciągu 6 dni zgłosić ten fakt do urzędu i dostanie się wtedy nowe prawo jazdy (w końcu jest to dokument potwierdzający miejsce zamieszkania)

3 komentarze:

  1. gratulacje nie będziesz musiał z buta latać już teraz tylko jakiś samochód kupić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie ja nigdy nie miałem okazji aby być w tym kraju więc dla mnie te wszelkie rzeczy są po prostu nowe. Zresztą jeśli chodzi o samo prawo jazdy to wiadomo, że bez niego poruszać się nie można. Nawet czytałem w https://kioskpolis.pl/utrata-prawa-jazdy-w-2020-roku-komu-oraz-za-co-grozi/ że w tym roku coraz łatwiej jest stracić uprawnienia do kierowania pojazdem.

    OdpowiedzUsuń