by
G.
Dla tych co czytali część 1 to informacja, że
udało mi się zdać na G, dla tych co nie czytali, polecam zacząć
od części 1 :)
Jak już wiecie z wcześniejszego wpisu,
zdecydowałem się skorzystać z usług szkoły jazdy. Dokładniej
wykupiłem 3 lekcje plus wypożyczenie samochodu na egzamin (mnie to
kosztowało 330 CAD). W praktyce miałem 1 lekcję 90 min na tydzień
przed egzaminem, 1 lekcję 90 min na dzień przed egzaminem i 60 min
jazdy bezpośrednio przed egzaminem. Czy było warto? Zdecydowanie
tak!
No, ale po kolei. Ćwiczyłem i zdawałem na
Toyocie Prius – dla niewtajemniczonych to samochód hybrydowy i w
moim przypadku, co nie było zaskoczeniem, w automacie. W Kanadzie,
podobnie jak w USA większość samochodów ma automatyczną skrzynię
biegów. Natomiast pewną niespodzianką było umieszczenie „hamulca
ręcznego”, który znajdował się w miejscu sprzęgła. No może
nie dokładnie, ale „ręczny” w tym modelu jest w postaci pedału
pod lewą nogą. Na szczęście jest nieco wyżej i bardziej z boku
niż sprzęgło (którego w automacie oczywiście nie ma), więc
pomylić się ciężko, no ale… Drugą niespodzianką było
zachowanie samochodu – hybryda z założenia (przynajmniej przy
małych prędkościach) korzysta z baterii, no chyba, że jest mało
prądu to włącza silnik spalinowy. Powoduje to, że jedzie się
cicho i płynnie, a tu nagle samochód zaczyna warczeć i delikatnie
drgać – włączył się silnik spalinowy. I jak już mówimy o
samochodzie, to przyznam, że nie podobała mi się praca skrzyni
biegów – nie wiem czy to jest kwestia ustawień, czy tego
konkretnego modelu, ale miałem wrażenie, że nie dobiera obrotów
prawidłowo (szczególnie przy przyspieszaniu samochód miał bardzo
wysokie obroty, a mało mocy). No ale może to tylko moje wrażenia
użytkownika manualnych skrzyń biegów.
Wracając do lekcji, wyglądają one podobnie do
tych w Polsce. Ty prowadzisz, a instruktor mówi ci co masz robić i
daje światłe wskazówki. I tu dowiedziałem się, że w Kanadzie
preferowana jest (a na egzaminach wymagana) jazda „defensywna” -
z angielskiego „Defensive
driving”. Polega to na tym, że masz cały czas dokładnie wiedzieć
co dzieje się dookoła samochodu i prowadzić tak, aby
zminimalizować ryzyko
wypadku. W praktyce oznacza to że: co 5-10 sekund należy sprawdzić
lusterka, przed każdym manewrem należy sprawdzić martwe
pole, należy sprawdzać otoczenie
(szczególnie w okolicy skrzyżowań), gdy stajesz na światłach to
należy zostawić z przodu trochę miejsca (jeśli ktoś cię puknie
z tyłu, to aby cię nie wepchnął na przechodniów), gdy stajesz za
innym samochodem zostawiasz miejsce (z tego samego powodu) itd.
Wydaje się to proste i logiczne, ale stosowanie tych zasad wymaga
zmiany przyzwyczajeń, co nie jest już takie proste. Dodatkowo
należy pilnować prędkości – co oczywiste, nie wolno przekraczać
ograniczeń, ale jechanie zbyt wolno też jest źle widziane. Do tego
trzeba pamiętać, aby zawsze zatrzymać się przed znakiem STOP na 3
sek (a tych znaków jest naprawdę dużo) i że, gdy mamy znak STOP z
dopiskiem „all way” (wszystkie drogi) to ten, kto przyjechał
pierwszy, ma pierwszeństwo.
Poza tym ćwiczyliśmy manewry. Na egzaminie na G
wymagane są następujące manewry: zatrzymanie awaryjne (należy
zatrzymać się z boku drogi, zaciągnąć „ręczny” i włączyć
światła awaryjne), parkowanie równoległe tyłem, zawracanie na
trzy i podobno czasem zdarza się parkowanie tyłem prostopadłe.
Manewry wykonuje się w normalnym ruchu ulicznym (nie ma czegoś
takiego jak plac manewrowy) i z tego, co mówił instruktor, nie
trzeba wykonać ich idealnie, co więcej, można się poprawiać.
Oznacza to, że jak nie ustawiło się poprawnie za pierwszym razem,
to spokojnie można się poprawić (np. przy parkowaniu równoległym
tyłem można spokojnie cofnąć i podjechać do przodu, aby stanąć
prawidłowo).
A teraz trochę o samym egzaminie. Jak już
wspominałem, przed egzaminem trochę pojeździłem i przećwiczyłem
wszystkie manewry. Według rozpiski należy się na egzamin pojawić
30 min przed czasem, my byliśmy 10 min. Teoretycznie można się
zarejestrować w automacie, ale tego dnia akurat automaty nie
działały. Tak, że podeszliśmy do okienka, należy dać obecne
prawo jazdy (kanadyjskie) podać kolor i numery rejestracyjne
samochodu, potem wrócić do samochodu i czekać na egzaminatora. Do
mnie egzaminatorka
przyszła jakieś
30 min po czasie. Najpierw egzaminator zadaje kilka pytań
identyfikacyjnych – jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, data
urodzenia. Potem sprawdza samochód – światła, klakson i czy nie
ma jakichś większych uszkodzeń. Jeszcze pytania o okulary i
choroby (typu epilepsja itd.) oraz o doświadczenie w ruchu na
autostradzie (ile razy w ciągu ostatnich 3 miesięcy jechało się
autostradą i jaki był średni dystans). Jak się poda za małe
liczby to egzamin jest anulowany. Przed wyruszeniem egzaminator
informuje cię, że nie będzie prosił o zrobienie żadnych
nielegalnych rzeczy, że wszystkie instrukcje poda z wyprzedzeniem i,
że gdyby
wykonanie
polecenia było niebezpieczne, to nie należy go robić.
Potem się jedzie. Ty prowadzisz, egzaminator
obserwuje, wydaje polecenia i coś tam notuje. W moim przypadku
skręciliśmy w prawo (znak STOP), zmiana pasa ruchu w tę i z
powrotem. Kolejny skręt, tym razem na światłach w lewo. Potem na
światłach w prawo (można skręcać na czerwonym ale najpierw
należy się zatrzymać). Potem wjazd na autostradę, ponownie zmiana
pasa i powrót na prawy. Zmiana autostrady na poprzeczną i zjazd z
autostrady. Potem ponownie zmiana pasa i skręt w prawo w małą
uliczkę. Wjechaliśmy na osiedle domków – drogi szerokie, ruchu
żadnego. Parkowanie równoległe tyłem za jedynym samochodem na
drodze. Potem zatrzymanie awaryjne i zawracanie na trzy. Następnie
wyjazd z osiedla, dwa kolejne skrzyżowania i powrót pod ośrodek
egzaminacyjny. Całość trwała ok 30 min. Po zaparkowaniu zostałem
poinformowany, że zdałem i dostałem kopię formularza z przejazdu.
Jeszcze trzeba podejść do okienka i odebrać tymczasowe prawo jazdy
(na stare naklejają nalepkę, że od teraz może służyć tylko za
dokument ze zdjęciem) i tyle.
Czy było trudno? Powiedziałbym, że nie, ale to
może być nieco mylące. Wydawało mi się, że głowa mi się urwie
od spoglądania na lusterka i ciągłego sprawdzania martwego pola,
a i tak na formularzu mam zaznaczone, że kilka razy pominąłem
sprawdzenie martwego pola.
No i mam wpis, że jechałem za wolno podczas wjazdu na autostradę.
Ogólnie to jechało się przyjemnie i bez presji – polecenia
rzeczywiście były wydawane jasno i z dużym wyprzedzeniem. Dla
kierowcy z Polski największym wrogiem są nawyki (u nas jednak
jeździ się troszkę inaczej – w normalnym ruchu nie ma to dużego
znaczenia, ale na egzaminie już tak).
Co jest oceniane na egzaminie? Zgodnie z
formularzem: Skręt (podjechanie, zatrzymanie, jeśli jest potrzebne,
skręt, włączenie do ruchu po skręcie), Zmiana pasa, Jazda w
terenie zabudowanym, Zatrzymanie na skrzyżowaniu (podjechanie,
zatrzymanie, ruszenie), Przejazd przez skrzyżowanie bez
zatrzymywania (podjechanie, przejazd), Jazda po autostradzie
(wjechanie, jechanie, opuszczenie), Zakręt, no i manewry:
Zatrzymanie awaryjne (podjechanie, zatrzymanie, ruszenie), Zawrócenie
na trzy (podjechanie, zawrócenie, włączenie się do ruchu) i
Parkowanie równoległe tyłem (podjechanie, parkowanie i ruszenie).
Jak można nie zdać? Tak jak i u nas: za
spowodowanie niebezpiecznej sytuacji (np. wymuszenie pierwszeństwa),
za naruszenie przepisów drogowych (np. nie zatrzymanie się na
STOPie) lub za nazbieranie dużej ilości drobnych błędów. Ja
miałem zaznaczonych 7 błędów na formularzu i podobno jest to
bardzo dobry wynik (tak powiedział egzaminator i potem instruktor).
Podsumowując, egzamin nie jest trudny, ale trzeba
się dobrze przygotować i bardzo uważać na stare nawyki. Polecam
wziąć kilka lekcji z instruktorem, który dokładnie powie na co
zwracać uwagę i pokaże różne pułapki. Co pewne,
to to, że egzamin jest prostszy od polskiego (przynajmniej tego,
który ja zdawałem prawie 20 lat temu) i że nacisk na egzaminie
położony jest na zupełnie inne rzeczy (odniosłem wrażenie, że
trzeba pokazać, że człowiek dobrze czuje się za kierownicą i
jeździ pewnie, ale bezpiecznie).
Ciekawostki:
-
Na egzamin trzeba przyjechać własnym samochodem i jeśli samochód
nie spełnia parametrów, to egzamin może zostać anulowany (traci
się połowę opłaty za egzamin).
-
Wbrew temu, co ludzie pisali na niektórych forach, nikt mi nie
zabrał polskiego prawa jazdy.
-
Prawo jazdy klasy G (G1, G2 i G) uprawnia do prowadzenia pojazdów
lub pojazdów z przyczepą o masie całkowitej do 11t, przy czym masa
ciągniętego pojazdu/przyczepy nie może przekraczać 4,6t
(wyjątkiem jest ciągnięcie przyczepy mieszkalnej, która może
przekroczyć 4,6t, ale suma masy pojazdu i przyczepy nie może
przekroczyć 11t).
-
Prawo jazdy jest w Kanadzie głównym dokumentem potwierdzającym
tożsamość i miejsce zamieszkania (nie mają dowodów osobistych).
-
Jeśli jedziemy do innej prowincji, to prawo jazdy oczywiście jest
ważne, ale jak chcemy się tam osiedlić, to należy je wymienić na
prawo jazdy z tej prowincji (powinno się to odbywać z automatu).
-
Przy zmianie miejsca zamieszkania należy w ciągu 6 dni zgłosić
ten fakt do urzędu i dostanie się wtedy nowe prawo jazdy (w końcu
jest to dokument potwierdzający miejsce zamieszkania)
gratulacje nie będziesz musiał z buta latać już teraz tylko jakiś samochód kupić :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW sumie ja nigdy nie miałem okazji aby być w tym kraju więc dla mnie te wszelkie rzeczy są po prostu nowe. Zresztą jeśli chodzi o samo prawo jazdy to wiadomo, że bez niego poruszać się nie można. Nawet czytałem w https://kioskpolis.pl/utrata-prawa-jazdy-w-2020-roku-komu-oraz-za-co-grozi/ że w tym roku coraz łatwiej jest stracić uprawnienia do kierowania pojazdem.
OdpowiedzUsuń