Jako, że minął nam już pierwszy miesiąc w Kanadzie, pora na opisanie, co robiliśmy pierwszego dnia po przyjeździe. Post leżał sobie jako draft i dojrzewał powoli.
Mieliśmy ambitny plan, żeby nie marnować ani chwili czasu i załatwić wszystkie sprawy jak najszybciej po przyjeździe. A lista spraw była długa:
1. Kupić kartę autobusową Presto i ją naładować
2. Wyrobić nr SIN (Social Insurance Number), czyli odpowiednik numeru PESEL
3. Złożyć wniosek o Health Insurance
4. Kupić kartę telefoniczną i jakiś pakiet
5. Założyć konto w banku
6. Zjeść obiad
7. Dotrzeć z powrotem do domu
Grześ oczywiście metodycznie wszystko zaplanował z wyprzedzeniem, cała droga została ustalona na google maps. Pech chciał, że akurat tego dnia padało cały dzień.
Karta presto to karta do płatności za przejazdy komunikacją miejską. Sama karta kosztuje 5 dolarów i trzeba ją naładować dowolną kwotą. Za każdym razem, jak się wsiada do autobusu, trzeba ją odbić i wtedy pobierana jest opłata: 3 dolary za autobus/metro, a za kolejkę GO jest drożej i opłata zależy od przejechanej odległości, np przejazd od nas do centrum kosztuje około 5 dolarów. Naszym zdaniem to trochę dużo, nie wygląda na to, żeby miasto starało się dotować transport miejski.
Numer SIN: To się dostaje w urzędzie Service Canada. My poszliśmy do tego najbliżej nas, czyli koło stacji Kipling Station. Najpierw się stoi w krótkiej kolejce, gdzie są przyjmowane zgłoszenia. Dali nam formularz do wypełnienia, wypełnia się go ołówkiem, co ciekawe. Potem mieliśmy czekać, aż nas wywoła któryś z urzędników. Nie mają łatwego zadania, bo muszą domyślić się, jak wymówić imiona wszystkich interesantów, a większość z nich jest imigrantami. Po prawie godzinie czekania w końcu nas wywołali i poszliśmy do pokoiku. Urzędnik pisał coś tam i pisał w systemie, na koniec dał nam kartki z naszymi numerami SIN i kazał je trzymać w bezpiecznym miejscu i nikomu nie pokazywać.
Następnie planowaliśmy złożyć wniosek o Health Insurance, ale to trzeba było zrobić w innym urzędzie, Service Ontario, bo opieka zdrowotna jest zarządzana z poziomu prowincji, a nie federalnego. Okazało się, ze ten urząd mieści się w centrum handlowym i jest to malutkie biuro z trzeba stanowiskami. Tu załatwia się też rejestracje samochodów, prawo jazdy z takie tam. Urzędnik był bardzo miły i pomocny, ale niestety nie mogliśmy złożyć wniosków, bo nie mieliśmy żadnego potwierdzenia, że mieszkamy w Ontario. Postanowiliśmy zaczekać na dokument z banku, na którym będzie ten adres. Jednak nawet, gdybyśmy złożyli wniosek, to na Kartę Health Insurance czeka się 3 miesiące.
Potem czekał nas jeszcze jeden przejazd do centrum handlowego Sherway Gardens, gdzie mieliśmy nadzieję kupić karty sim z jakimś pakietem minut i założyć konta w banku. Większość centrów handlowych tutaj jest płaska i bez polotu, jaki znamy z Warszawy. Żadnej ciekawej architektury ani na zewnątrz ani w środku. Sherway Gardens jest jednym z tych bardziej eleganckich, wszystko było wystrojone na święta, był Mikołaj, z którym można było sobie zrobić zdjęcie, renifery i takie tam. Plan tego centrum jest trochę trudny do ogarnięcia, ja się od razu zgubiłam, podejrzewam, że nie ja jedna i że taki właśnie jest cel.
Słyszeliśmy, ze Chatr jest w miarę dobrym operatorek komórkowym, Łukasz go rekomendował, więc znaleźliśmy ich stoisko i wykupiliśmy karty sim z pakietami. Tanio nie jest, za pakiet 1 miesięczny z darmowymi rozmowami w całej Kanadzie płaci się 35 dolarów. Sprzedawca, jak się okazało, ma matkę z Polski, ale zarzekał się, ze nie zna polskiego. Natomiast jak się spytałam, czy lubi polskie jedzenie, to się jednak okazało, że jego zasób słownictwa jest całkiem duży i obejmuje: barszcz, uszka, żurek, pierogi, bigos i wiele innych słów.
Po załatwieniu telefonu poszliśmy do banku Scotia Bank, gdzie podobno mają specjalne oferty dla nowych imigrantów. Obsługiwał nas miły pan z Pakistanu, mówił, że sam rok temu przyjechał do Kanady. Czyli praca dla imigrantów jest i chyba nie jest tak trudno ją znaleźć. W ogóle w większości miejsc, gdzie byliśmy, słyszy się mnóstwo ludzi z akcentem. Toronto jest pierwszą przystanią dla imigrantów i większość tutaj zostaje. Nie czujemy się wyobcowani ani wyjątkowi. Mówią różnie, mnie jest łatwiej zrozumieć Kanadyjczyka od urodzenia niż kogoś np. z Indii, ale pewnie się przyzwyczaję.
Potem jeszcze obiad i wróciliśmy do domu. Kolejne dni już nie były takie ekscytujące, ale w tym samym pierwszym tygodniu miałam jeszcze wyprawę do Winnipeg, które jest ponad 2 tysiące kilometrów stąd i lot trwa 2h. O tym może opowiem następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz