sobota, 23 marca 2019

Poszukiwanie pracy

by G.

    Jak już pewnie wszyscy wiedzą znalazłem pracę i w związku z tym chciałem napisać słów parę o szukaniu pracy w Kanadzie. Nie chcę tu przepisywać ogólnie znanych faktów - o szukaniu pracy w Kanadzie napisano kilka książek - zainteresowanych zachęcam do lektury (sam przeczytałem dwie), a raczej napisać jak wyglądało to w moim przypadku i oczywiście dodać kilka moich przemyśleń związanych z tematem.
    Zacznijmy więc od początku. Do Kanady przyjechaliśmy 25 listopada 2018 roku. Przyznam, że z początku nie przykładałem się specjalnie do szukania pracy. Wynikało to z dwóch powodów: po pierwsze priorytetem było znalezienie pracy przez Beatę (założenie było takie, że mi będzie łatwiej pracę znaleźć niż Beacie i będę szukał pracy tam gdzie będziemy mieszkać, a mieszkanie chcieliśmy znaleźć koło pracy). Po drugie zastanawiałem się nad lekką zmianą zawodu i próbą przerzucenia się na programowanie w Pythonie. Mimo to i mimo okresu przedświątecznego jeszcze w grudniu miałem kilka rozmów z headhunterami.


    Podczas szukania pracy na moją niekorzyść działało to, że: miałem prawie dwuletnią przerwę w programowaniu i mój angielski nie jest perfekcyjny. Na korzyść zaś to, że: mam ok 9 lat doświadczenia oraz to, że mam znajomego, Łukasza, który pracuje już w Kanadzie ok 2 lat (pomógł mi przygotować CV oraz podsyłał headhunterów którzy wysyłali mu zapytania). Pierwszym zadaniem jest przygotowanie CV, czy też jak tu się mówi resume, zgodnie z Kanadyjskimi wymogami. Dla mnie nie było to takie proste ponieważ najważniejszą rzeczą w Kanadyjskim CV jest podanie jakichś przykładów co się robiło w poprzedniej pracy. Chodzi o to, aby podać najciekawszy projekt nad którym się pracowało w danej firmie, a nie opisywać wszystko co się robiło. Dodatkowo najlepiej jak w różnych pracach poda się różne projekty, tak aby CV pokazywało szeroki zakres umiejętności i nie było nudne. Ponadto w CV należy umieścić dużo słów kluczowych związanych z zawodem. Podobno CV zanim zostanie przez kogoś przeczytane musi przejść przez program, który odrzuca CV nie zawierające odpowiednich słów kluczowych. 
    Posiadając odpowiednio przygotowane CV zacząłem bardziej intensywne poszukiwania pracy w okolicach połowy stycznia. Obejmowało to przeszukiwanie portali z ogłoszeniami o pracę i wysyłanie CV na co bardziej obiecujące ogłoszenia oraz odpowiadanie na maile przysyłane mi przez headhunterów podsyłanych przez Łukasza. Dodatkowo założyłem profile na kilku portalach z ogłoszeniami o pracę i oczywiście umieściłem tam CV. Od jednego z headhunterów dowiedziałem się, że ogólnie na rynku Kanadyjskim mało jest doświadczonych programistów PHP, mimo to wydawało mi się, że odzew nie był jakiś specjalnie duży. Ale teraz, jak na to patrzę z perspektywy czasu, to nie było też źle.


    Sumarycznie wysłałem ok 30 CV na prace znalezione w internecie oraz pewnie ok 10 do headhunterów podesłanych przez Łukasza lub takich którzy sami mnie znaleźli. Z tego miałem dwie rozmowy przez Skypa już z klientem oraz byłem na dwóch rozmowach w firmach. Ostatecznie decyzję podjąłem (i firma podjęła) pod koniec lutego, a zacząłem pracować od 11 marca.
    To co się specjalnie nie różni od rozmów o pracę to sprawdzenie tak zwanych umiejętności twardych (technicznych) - w moim przypadku było to zrobienie zadania (napisanie kawałka kodu) lub rozwiązywanie krótkich zadań podczas rozmowy (do czego może służyć ten kod, jak można poprawić ten kod itd.) To, co z kolei jest zdecydowanie różne, to to, że firmy dużą wagę przykładają do tak zwanych umiejętności miękkich - jak kandydat będzie pasował do firmy i do zespołu. Odniosłem wrażenie, że często umiejętności miękkie są równie ważne a czasem nawet ważniejsze niż umiejętności techniczne. Na przykład firma która mnie zatrudniła używa Symfony 4 (framework PHP), React (framework js) oraz Mongodb (silnik bazy danych) - ja nie znałem (teraz już zaczynam poznawać) żadnej z tych technologii, do czego się zresztą przyznałem na rozmowie kwalifikacyjnej, a mimo to dostałem propozycję pracy jeszcze zanim zdążyłem wrócić do domu po rozmowie.
    Kolejną rzeczą, która jest inna to tak zwany background check (wywiad środowiskowy). Należy potencjalnemu pracodawcy dać kontakt do kilku osób z którymi się pracowało wcześniej (tak zwane referencje) i firma lub headhunter dzwoni do nich i zadaje kilka pytań (czy się z tą osobą pracowało, jak się pracowało itd.). Dodatkowo chyba sprawdzają również przeszłość kryminalną.
    Podsumowując szukanie pracy w Kanadzie jest doświadczeniem nieco innym niż w Polsce. Ja akurat nie miałem specjalnych problemów, ale mogło to wynikać ze specyfiki zawodu.

Ciekawostki:
  • Wydaje się, że dużo headhunterów w Kanadzie pochodzi z Indii - jest to lekkie utrudnienie, bo przynajmniej dla mnie ich angielski jest ciężki do zrozumienia.
  • Profesjonalizm niektórych headhunterów pozostawia co nieco do życzenia - zdarzało się, że obiecali zadzwonić i nie dzwonili. Jednemu wysłałem zadanie i już się nie odezwał (potem odezwał się do mnie jego kolega i powiedział, że podobno jego kolega nie dostał zadania...)
  • Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że odzywało się do mnie dwóch różnych headhunterów z tej samej firmy z tą samą ofertą. 
  • Resume nie może zawierać danych 'wrażliwych', jak rasa, wiek, zdjęcie, narodowość
  • Zarobki podawane są jako dochód roczny brutto (za to ceny w sklepach podawane są bez podatku).
  • Wypłata przychodzi co dwa tygodnie (a nie jak u nas raz na miesiąc).


niedziela, 17 marca 2019

Drogi i chodniki

by G.

    Minęła chwila czasu od ostatniego wpisu, na usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że trochę się działo :) Wciąż meblujemy mieszkanie po przeprowadzce, no i zacząłem pracować - jakoś strasznie dużo czasu i energii pochłania taka praca... No ale przechodząc do tematu, chciałem dzisiaj napisać parę słów o szeroko rozumianych drogach w kanadzie. Szeroko rozumianych, czyli również o chodnikach :)

Autostrada w Toronto, po brzegach widać kolektory.
    Zacznę od dróg największych, czyli autostrad. W Kanadzie są dwa rodzaje autostrad: płatne i bezpłatne - przyznam, że jeszcze nie jechałem autostradą płatną, więc nie wiem czy są jakieś istotne między nimi różnice (pomijając oczywiście kwestię finansową). Gdy spojrzymy na mapę Kanady, to autostrady wyglądają nieco podobnie jak i w Polsce - tu kawałek, tam kawałek. Jest jednak dość istotna różnica - Kanada jest krajem dużo większym (drugi co do wielkości kraj na świecie) a ludności ma nieco mniej niż Polska. Powoduje to, że te "kawałki" autostrady często mają kilkaset, jeśli nawet nie ponad tysiąc kilometrów. Dodatkowo autostrady łączą główne miasta w Kanadzie, przynajmniej jeśli mówimy o południowo-wschodniej części (Toronto, Ottawa, Montreal, Quebec) i sieć autostrad jest zdecydowanie gęstsza w okolicach dużych miast. Przypuszczam, że w większej odległości od dużych miast autostrady po prostu nie są potrzebne, bo ruch jest na tyle mały, że zwykłe drogi wystarczają.


    Pomiędzy miastami autostrady mają zwykle dwa do trzech pasów w każdą stronę, ale za to w pobliżu miast i w samych miastach trzy do czterech i prawie zawsze dodatkowo maja tak zwany kolektor - dodatkowe dwa trzy pasy oddzielone od głównej autostrady. Wszystkie wjazdy i zjazdy z autostrady odbywają się z kolektora (miedzy autostradą a kolektorem można się przemieszczać po specjalnych zjazdach). Takie rozwiązanie ma zwiększyć przepustowość drogi i uniezależnić ruch lokalny od tranzytu. Czy to działa? Cóż, w Kanadzie na skutek dużych odległości i taniego paliwa ruch jest bardzo duży (szczególnie w okolicach dużych miast). Szczególnie w godzinach szczytu zdarza się, że kolektor jest zakorkowany, a sama autostrada jedzie, ale często również i autostrada stoi. Poza godzinami szczytu na pewno to ruch usprawnia.
    Trzeba pamiętać o jeszcze jednej rzeczy, gdy mówimy o autostradach w Kanadzie - nie ma tu specjalnego znaku mówiącego, że jesteś na autostradzie. Wjeżdża się po prostu na szerszą drogę z bezkolizyjnymi skrzyżowaniami i ograniczeniem do 100 km/h (w Kanadzie standardową prędkością na autostradzie jest 100 km/h) i tyle.

Chodnik przechodzi przez wjazd na parking.
    Inne drogi w Kanadzie też nieco się różnią od naszych - standardowo są szersze - dotyczy to zarówno szerokości, jak i ilości pasów. W mieście dużo głównych dróg ma po trzy pasy w każdą stronę, a uliczki osiedlowe w większości mają taką szerokość, że gdy z boku zaparkuje samochód to nadal dwa samochody mogą się na niej bez problemu minąć. Na ulicach dużo jest samochodów dużych, głównie pikapów, a i ciężarówki wydają się większe. No i jak już wspomniałem ruch jest duży. Jeśli chodzi o nawierzchnię to jest tu podobnie jak i u nas - klimat jest ciężki, więc pęknięcia i małe ubytki w asfalcie nie są rzadkością. Co ciekawe dużych dziur praktycznie nie widziałem.

Chodnik przechodzi przez ulicę.
    Rzeczą zdecydowanie inną w Kanadzie są chodniki. W przeważającej części chodniki są tutaj lane z betonu (wygląda to jak by ktoś ułożył betonowe płyty o szerokości chodnika i długości ok półtora metra). Taka sama technologia jest stosowana również do krawężników - są one odlewane z betonu na miejscu (u nas krawężniki są produkowane w fabryce i układane na miejscu gotowe - docinane w miarę potrzeby). Co do krawężników to ciężko mi powiedzieć która metoda jest lepsza - jeśli chodzi o trwałość to wydaje się podobna. Z lanych krawężników można zrobić ładniejsze łuki, a gotowe krawężniki za to układa się szybciej. Jeśli chodzi o koszty, to przyznam, że nie mam pojęcia jak jest różnica.


    Wracając do chodników to technologia używana w Kanadzie wydaje się działać dość dobrze. Ostatnio chodzimy sporo i w większości chodniki są równe - zdarzają się oczywiście od czasu do czasu popękane płyty, ale są to raczej wyjątki. W przypadku, gdy z jakiegoś powodu płyty się przesuną względem siebie, ale są w dobrym stanie to aby nie było stopnia brzegi są szlifowane lub ścinane. Widać również, że gdzieniegdzie uszkodzone płyty zostały zastąpione nowymi. Ciekawe jest to, że na niektórych płytach są odbijane stemple z datą położenia chodnika - najstarszy jaki znaleźliśmy był 1961 roku i wyglądał całkiem dobrze ;)

Wejście do budynku - brak chodnika.
    W kanadzie jest dość ciekawe podejście do kwestii ruch pieszego. Z jednej strony wydaje się, że piesi są traktowani ze szczególną atencją. W większości przypadków samochody zatrzymują się gdy tylko podchodzi się do przejścia dla pieszych. Zwykle samochody zatrzymują się dość daleko (czasem nawet kilka metrów przed pieszym). W przypadku wyjazdów z posesji i parkingów, ale czasem nawet na mniejszych drogach - to chodnik przechodzi przez drogę, ma ciągłą powierzchnię, a droga dla samochodów jest przerwana (w Polsce zawsze jest odwrotnie - chodnik jest przerywany, a nawierzchnia dla samochodów jest ciągła). A z drugiej strony widać, że jest to kraj kierowców - do wielu miejsc chodniki w ogóle nie dochodzą, albo urywają się w dziwnych miejscach. Na przykład do naszego budynku nie dochodzi chodnik - podjazd dla samochodów jest pod same wejście, ale chodnik urywa się wcześniej i pieszy musi iść jezdnią. To samo dotyczy wielu centrów handlowych - wzdłuż głównej drogi idzie chodnik, przed samym centrum też jest chodnik, jest wjazd dla samochodów na parking przed centrum, ale wzdłuż tego wjazdu już nie ma chodnika. W sumie niby racja, bo kto przychodzi po zakupy na piechotę? Wszak lepiej podjechać samochodem :)



Ciekawostki:
  • W Kanadzie jest zdecydowanie mniej znaków drogowych niż w Polsce. Za to jest sporo znaków z po prostu napisaną informacją dla kierowcy.
  • Wydaje się, że tu wielkość znaków nie jest do końca zestandaryzowana - dotyczy to szczególnie znaków zakazu parkowania, które potrafią być naprawdę małe, ale za to zwykle są wtedy gęsto postawione.
  • Światła dla pieszych są zawsze (przynajmniej w Toronto) w postaci białego idącego ludzika (zielone) i w postaci pomarańczowej dłoni (czerwone).
  • W większości przypadków, gdy światło dla pieszych się kończy pokazuje się licznik ile sekund zostało do końca - w zależności od szerokości drogi jest to zwykle od 10 do 30.
  • W wielu miejscach gdzie może się gromadzić woda są porobione studzienki "burzowe" z wystającą kratką - zdarzają się one nawet na prywatnych posesjach.


Studzienka "burzowa" z wystającą kratką.


niedziela, 3 marca 2019

Mieszkanie w Kanadzie

by G.

    Niedawno przeprowadziliśmy się w nowe miejsce. Tu powinniśmy zabawić nieco dłużej - wreszcie mamy podpisaną umowę na wynajem długoterminowy. O szukaniu mieszkania będzie w innym poście - Beata obiecała opisać ten proces, a teraz chciałbym napisać trochę o samych mieszkaniach.


    Zacząć trzeba od tego, że budownictwo jest tutaj nieco inne niż u nas. Właściwie wszystkie domy jednorodzinne mają konstrukcję drewnianą - drewniana kratownica obita płytą OSB, albo czymś podobnym. Na to idzie ocieplenie i wykończenie zewnętrzne - w wielu wypadkach jest to cegła klinkierowa bądź coś, co na cegłę wygląda, siding lub kamień - cegła chyba jest najpopularniejsza. Tak, że z zewnątrz dom wygląda na murowany, ale taki nie jest. Co ciekawe nawet większe budynki są często budowane w podobny sposób - niedaleko od naszego poprzedniego lokum był budowany większy budynek i wyglądało to tak, że wysoki parter (miejsce na lokale handlowo-usługowe) było wylane z żelbetu, a powyżej były dodane 3-4 piętra już całkowicie w drewnie. Oczywiście potem po wierzchu było to obłożone cegiełką.


    A co ze środkiem? Też jest nieco inaczej, ale po kolei. Okna, są takie jakie znamy z amerykańskich filmów. Nie ma okien otwieranych tak jak u nas (w sensie uchylnie), wszystkie okna są przesuwne i w większości przypadków jest wydzielona część ok 0,5 wysokości którą można otworzyć (tu raczej przesunąć na boki, niż do góry) a reszta jest zamknięta na stałe. Dodatkowo są dwie pojedyncze szyby które przesuwa się niezależnie. Wyjście na balkon działa w ten sam sposób - tzn. jest odsuwane, na szczęście tu jest tylko jedna część z podwójną szybą :) Dodatkowo w wielu oknach i w drzwiach na balkon często jest montowana siatka przeciw owadom. Jak dla mnie takie rozwiązanie ma jedną zaletę i dwie ogromne wady. Zaleta - nie ma skrzydła okiennego które zajmuje pół pokoju jak się je otwiera. Minusy: to rozwiązanie jest totalnie nieszczelne. Nie ma opcji aby takie rozwiązanie dobrze uszczelnić, więc w zimie nie ma co mówić o energooszczędności. Drugą wadą jest to, że jeśli nie mamy balkonu koło okna, to nie ma szans na umycie tego okna z zewnątrz. Przez otwieraną część nie ma jak sięgnąć aby umyć część nieotwieralną. Jeszcze jedną wadą jest to, że przesuwane drzwi balkonowe nie są w żaden sposób trzymane na środku - efekt: podczas silnych wiatrów potrafią się lekko wygiąć i powietrze z zewnątrz, radośnie gwiżdżąc wpada do środka.


    Ogrzewanie w blokach jest podobne jak u nas - tzn. jest kaloryfer w którym płynie gorąca woda i przez jakiś radiator ogrzewa powietrze wewnątrz mieszkania. Różnica jest taka, że kaloryfery wyglądają tu zupełnie inaczej niż u nas - zwykle są umieszczone tuż przy podłodze, idą wzdłuż całej ściany zewnętrznej i nie są wyższe niż 20-30 cm. Zwykle mają też jakąś osłonę z dziurkami tak aby powietrze mogło swobodnie przepływać, ale aby nie dało się dotknąć samego radiatora. System zdaje się działać dobrze, bo mimo okien o niskiej szczelności w mieszkaniu jest dość ciepło. W domkach za to popularne jest nieco inne rozwiązanie: do pokojów jest wdmuchiwane ciepłe powietrze. Rozwiązanie to wydaje się dość interesujące - nie ma kaloryferów (duży plus wizualny i przy urządzaniu wnętrza), nie trzeba otwierać okien (świeże powietrze jest wdmuchiwane do pomieszczenia od razu ogrzane), wydaje się, że łatwo przestawić system aby działał też w drugą stronę - tzn. aby w lecie wdmuchiwał do pokoju chłodne powietrze. Nie wiem natomiast jak jest z ekonomią takiego rozwiązania.


    Wyposażenie mieszkań na wynajem wygląda następująco: urządzona jest kuchnia i łazienka. Dodatkowo są porobione szafy ścienne i tyle. W kuchni jest standardowo kuchenka elektryczna, lodówka i szafki, przy wyższym standardzie bywa również mikrofala i zmywarka. Łazienka posiada wannę, kibelek, umywalkę a nad nią lustro z szafką. Szafy ścienne przypominają bardziej składziki - małe pomieszczenie z drzwiami (dla odmiany otwieranymi normalnie) i w środku półki lub jedna półka i pod nią drążek do wieszania ubrań. Reszta mieszkania jest pusta - trzeba mieć własne meble.
    Łazienka jest zwykle mikroskopijna - poza tym co opisałem, właściwie nic więcej się tam nie zmieści. Pranie robi się w piwnicy w pralni, gdzie stoją pralki i suszarki na monety lub na kartę (proces był opisany we wcześniejszym poście o praniu).


    Podsumowując mieszkanie w Kanadzie dostarcza nieco innych wrażeń niż mieszkanie w Polsce. Jest parę rzeczy do których należy się przyzwyczaić, ale nie powiedziałbym aby było tu gorzej, czy lepiej jest po prostu inaczej.

Ciekawostki:
  • Czasami przy prysznicu trafia się nieco dziwne rozwiązanie do regulacji wody. Nie ma opcji regulacji ciśnienia - jest tylko jedna wajcha którą włączamy wodę - najpierw leci zimna i jak przekręcamy ją dalej to zmieniamy temperaturę na coraz cieplejszą. 
  • Przy wannie zazwyczaj nie ma prysznica ze słuchawką, tylko jest natrysk z góry.
  • Drzwi wejściowe do mieszkań w budynkach na wynajem zwykle są dość mocno sfatygowane i wydają się raczej symboliczne (wyglądają jak by je można było wywalić z kopa). Zamki też nie są jakieś super - zwykle bazowo jest jeden zamek typu Yale i w dodatku nie przekręca się go o 360 stopni, tylko o 90 stopni i cofa.
  • W większości przypadków w czynsz wliczone jest ogrzewanie i woda. Zgodnie z licznikami rozliczany jest tylko prąd.
  • Z przyczyn podobno historycznych prąd w ofertach i umowach określany jest jako "hydro".
  • Klatki schodowe są umieszczane na końcu korytarza - jeśli budynek jest podłużny, to przez środek biegnie korytarz, a mieszkania są po obu stronach korytarza i są dwie klatki schodowe na obu końcach bloku. Główne wejście za to jest na środku budynku i tam też są windy.